Nie lubię pisać wstępów... :D Zatem bez rozwijania się, zapraszam na kontynuację shota.
Jeszcze jedno. Zainteresował mnie komentarz shadowstar. Jeśli tu jeszcze wpadniesz, to małe pytanko dla ciebie - z kogo chuj? Ze mnie, z sasa, czy ogólnie cały tekst? XD
Ubrawszy swoją kurtkę, przerzuciłem przez ramię
plecak i ruszyłem w stronę drzwi. Sięgnąłem dłonią do klamki, jednak nie
potrafiłem jej nacisnąć. Ręka bezwładnie opadła wzdłuż mojego ciała, a torba
upadła na podłogę, robiąc małe zamieszanie. Nie przejąłem się tym, tylko
oparłem czoło o drewno i zamknąłem oczy.
Nie mam pojęcia ile tak stałem, rozmyślając co zrobić. W końcu otrzeźwił mnie
głos Naruto, wkradający się do mego umysłu.
– Chcesz mnie zostawić, prawda?
Westchnąłem ciężko i odwróciłem się do niego przodem, by spojrzeć mu w twarz.
Gdy tylko mój wzrok padł na niższe części jego ciała – konkretnie brzuch, zacisnąłem
zęby ze złości.
– To wszystko niszczy – powiedziałem
prawie szeptem.
– O czym ty mówisz?
– Dziecko… Nie pozwolę, żeby coś między nami stało – posłałem
mu mordercze spojrzenie, na które się spiął. Gdy zrobiłem kilka kroków w jego
stronę, Naruto migiem złapał się za brzuch i się cofnął.
– Nie pozwolę ci go tknąć – warknął i
dzielnie wypiął pierś. – Jeśli coś mu się stanie, to cię zabiję.
Mimo ciemności w przedpokoju, widziałem jak jego oczy błyszczą przez zbierające
się w nich łzy. Ścisnęło mnie za gardło, więc odkrząknąłem.
– Samo cię zabija – wychrypiałem. – A
ty mu na to pozwalasz. Aż tak ci śpieszno umierać? Przecież masz marzenia…
– Co cię to obchodzi – bronił się. –
Gdybyś mnie naprawdę kochał, to byś uszanował mój wybór.
Podszedłem jeszcze bliżej, a następnie przystanąłem, kiedy blondyn uderzył plecami
w ścianę. Zacisnąłem mocno szczękę, powstrzymując się przed użyciem Chidori.
– Nie zachowuj się, jak pieprzona
nastolatka w ciąży – odparłem. – Jesteś facetem. Powinieneś…
– Sam się zachowujesz, jak baba! –
wrzasnął. – Masz ciągłe humorki i teraz znowu ci coś odbija. Dla twojej
informacji, to – wskazał na swój brzuch – jest nasze dziecko. Moje i TWOJE, a
ty i tak tylko na mnie zwalasz całą winę. Powinieneś pokazać, że masz jaja, a
nie uciekać od problemu... – głos mu się załamał, a po chwili kilka łez
spłynęło po jego policzkach. Jednak nadal uparcie patrzył w moje oczy. Pod ich
wpływem cała moja wściekłość wyparowała, jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki. Kochałem ten błękit.
Blondyn wytarł własne łzy, robiąc przy tym nadąsaną minę, po czym opadł na
podłogę, lekko drżąc.
– Naruto…
Podszedłem do niego. Chciałem go pocieszyć, powiedzieć, że wszystko będzie
dobrze, ale nic nie chciało przejść mi przez gardło, za to moje ręce, jakby
same objęły jego słabe ciało. Przez chwilę się wyrywał, lecz ostatecznie
zrezygnował ze wszelkich prób odciągnięcia mnie od siebie.
– Naprawdę musimy się kłócić, jak
jakieś stare małżeństwo? – zapytałem, po czym przed nim usiadłem.
Odpowiedzią Naruto był cios prosto w mój nos. Cichy jęk rozniósł się po
przedpokoju, powodując ledwo słyszalne echo, a ja sam, przewaliłem się na
plecy. Przez chwilę nie otwierałem oczu, bojąc się, że jak tylko to zrobię,
pełno łez bólu zaleje moją twarz. Mimo, że chłopak był osłabiony, nadal
dysponował niesamowitą siłą swojej pięści.
– Jesteś tchórzem. Tylko tyle mam ci do
powiedzenia.
Usłyszałem oddalające się kroki. No tak, pewnie mnie teraz znienawidzi.
– Musiał się naprawdę wkurzyć –
odezwała się Tsunade, marszcząc nieznacznie brwi, kiedy leczyła mój złamany
nos.
– Mało powiedziane.
– Coś ty mu w ogóle nagadał? Że jest
grubasem? – zaśmiała się, lecz wiedziałem, że chciała tylko rozładować
napięcie, panujące w całym domu. Moje przypuszczenia potwierdziła także spuszczając wzrok i robiąc zamartwioną minę.
– Pewnie sam ci powie – stwierdziłem. –
Chociaż nie wiem, czy cię wpuści do pokoju, bo się w nim zamknął. Musiałem
przez niego spać na kanapie – dodałem z grymasem na twarzy.
– Dobrze, jeszcze tylko jedna rzecz…
Usłyszałem głośne chrupnięcie, a następnie fala bólu zalała moją twarz. Zagryzłem
mocno dolną wargę, by nie wydobyć z ust żadnego głupiego słowa. Jednak, kiedy
to mi nie wyszło, zająłem się czymś innym – powstrzymywaniem, zalegających w
moich oczach łez.
– Co to, do cholery, było?!
– Chyba nie chciałeś żyć z krzywym
nosem, co? – odparła z uśmiechem. – Pójdę teraz sprawdzić, czy z Naruto
wszystko w porządku.
Zabrała swoją torebkę z narzędziami chirurgicznymi, po czym udała się w stronę
drzwi, prowadzących do sypialni. Zapukała głośno, ale nikt jej nie
odpowiedział.
– Naruto, tu Tsunade, otwórz.
Po chwili było słychać, jak ktoś wagi słonia – Naruto – wstaje z łóżka.
Drzwi zostały otwarte, z czego dumna piąta zaśmiała się zwycięsko i wkroczyła
do pokoju. Uzumaki nadal stał w przejściu i wpatrywał się we mnie zmrużonymi
oczyma. Nagle obrócił się i zniknął w naszej sypialni. Podążyłem więc w jego
ślady, kierując się przodem do telewizora. Włączyłem go i zająłem się
oglądaniem niespecjalnie ciekawego filmu.
Po niespełna godzinie bezsensownych pisków jakieś blondynki – lepszy tani
horror, niż nieśmieszna komedia – wyłączyłem pudło i zamknąłem oczy. Nagle moje
uszy zaatakował głośny jęk z pokoju obok, tam gdzie przebywali aktualnie Naruto
oraz piąta. Kolejne stęknięcie sprawiło, że zerwałem się z kanapy, jak oparzony
i zrobiłem kilka kroków w stronę drzwi. Co ta Tsunade z nim wyprawia?
Lekko poirytowany przystawiłem ucho do drewna i zacząłem przysłuchiwać się ich
rozmowie.
– Baachan, boli…
– Spokojnie, Naruto, jeszcze trochę.
Jestem już blisko…
– Nie dam rady…
Słysząc kolejny jęk, tym razem głośniejszy, krew się we mnie zagotowała. Szybko
nacisnąłem klamkę i wparowałem do pokoju, w celu znokautowania piątek, która
molestuje mojego chłopaka.
Stanąłem jak wryty widząc, że hokage siedzi na krześle przy łóżku, na którym
leżał Naruto, i jeździ dłońmi po jego brzuchu – a raczej w brzuchu. Czyżby jakaś technika?
– O co chodzi? – spytała, wstając z
mebla i podeszła do mnie.
Czy ja naprawdę jestem takim idiotą, żeby pomyśleć, że Tsunade może robić coś
nieprzyzwoitego z Naruto? No tak, cały ja…
– Nic mu nie jest? – zmieniłem temat,
odrobinę zawstydzony swoimi wcześniejszymi myślami.
– Ma tylko drobne bóle podbrzusza –
odparła. – Nie martw się, nad wszystkim panuję.
– A co z… dzieckiem? – zadałem pytanie,
niepewny, czy chcę znać odpowiedź.
– Ma się lepiej niż chłopak –
spochmurniała. – Ale zrobię wszystko co w mojej mocy, by poprawić kondycję
Naruto. Nie dam mu umrzeć, zwłaszcza, że będziecie rodzicami – dodała z
uśmiechem.
Przełknąłem ślinę, czując wyrzuty sumienia. Jak mogłem chociaż pomyśleć o
zostawieniu blondyna samego w tym gównie?
Nie wiedząc, co powiedzieć, zmusiłem się na ciche :”dziękuję”. Spojrzała na
mnie zaskoczona, jednak po chwili na jej ustach ponownie zagościł delikatny
uśmiech. Poklepała mnie po ramieniu, po czym podeszła do łóżka.
Już dawno powinienem jej podziękować. Zrobiła dla mnie więcej, niż mogę to
sobie wyobrazić. Pewnie gdyby nie jej interwencja, zostałbym skazany na śmierć,
jeśli nie na coś gorszego.
– Sasuke, podaj mi szybko maseczkę
tlenową! – ryknęła Tsunade, sprowadzając mnie na ziemię. Kompletnie zbity z
tropu, spojrzałem w jej stronę. Zdrętwiałem widząc duszącego się Naruto. –
Pośpiesz się!
Uderzywszy się w policzek, szybko pognałem ku stołu w kącie pokoju, by
wygrzebać z torby żądaną rzecz. Jakby to powiedzieć… chyba ten stereotyp o
torebkach i wszechświecie jest prawdą, bo za żadną cholerę nie mogłem w niej
znaleźć potrzebnego przedmiotu. Na co babom tyle miejsca?! Przebierając w
dłoniach różne rzeczy – w tym pudełko z napisem „tampony” – myślałem, że zaraz
wejdę do środka tej torby.
Usłyszałem odgłos odsuwanego krzesła i akurat znalazłem te pieprzoną maseczkę.
Rzuciłem nią w stronę Tsunade, która zirytowana do mnie podążała.
Zgrabnym ruchem wyplątałem ręce z jakiś kabelków i ruszyłem ku łóżku.
– Oddychaj, Naruto, oddychaj… –
szeptała w kółko kobieta.
Zagryzłem nerwowo dolną wargę, widząc nieruszającą się klatkę piersiową
Uzumakiego. Po chwili, na nasze szczęście, wciągnął ze świstem powietrze w
płuca, na co głęboko odetchnąłem. Odruchowo złapałem go za dłoń i kucnąłem tuż
obok krzesła.
Po paru chwilach oddychał już miarowo.
– Już dobrze? – spytała się go Tsunade,
kiedy ściągnęła z jego twarzy maseczkę.
– Tak…
– Co się stało? – Tym razem to ja
zaatakowałem go pytaniem.
Poczułem jak chłopak się spina i mocno zaciska moją dłoń. Obrócił głowę w bok,
a następnie spojrzał mi w oczy. Widząc pot na jego twarzy, zmarszczyłem brwi,
po czym uniosłem dłonie – z jego własną między nimi – i ucałowałem go w palce.
Chciałem mu dać tym gestem znak, że nigdzie się nie wybieram i zostaję z nim do
samego końca. Tak przynajmniej czułem, gdzieś głęboko w sercu. Naruto jest zbyt
ważny, bym wycofywał się z naszego związku z powodu jakiś trudności.
– Nie udawaj, że cię to obchodzi –
szepnął, wyrywając rękę z mojego uścisku. Odwrócił się nawet do nas tyłem,
sugerując tym, że chce zostać sam.
Głęboko westchnąwszy, wstałem z miejsca, po czym ruszyłem w stronę drzwi.
– Sasuke, musimy porozmawiać.
Zatrzymałem się słysząc głos Tsunade, jednak się nie odwracałem.
– Będę czekał w salonie – rzuciłem, a
po chwili siedziałem już na kanapie.
– Już mu trochę lepiej – odezwała się
blondynka, siadając obok mnie. Trochę? Też mi pocieszenie.... – Dałam mu
tabletki przeciwbólowe.
Nic się nie odzywałem, tylko patrzyłem na czarny ekran telewizora, jakby miał
odpowiedzieć na wszystkie dręczące mnie pytania. Po paru chwilach, jednak dałem
sobie spokój z bezsensownym wgapianiem się w wyłączone pudło i skierowałem
wzrok na Tsunade.
– Dlaczego go bolało?
–
Miał skurcz, podczas ciąży to normalne.
– A czy normalne jest, żeby facet był w
ciąży? – zironizowałem wkurzony. – Nie, więc takim pieprzeniem karm Naruto, a
mi powiedz co się dzieje.
– Mówiłam ci już, że on ma żeńskie
narządy płciowe, te wewnątrz?
Uchyliłem zaskoczony usta. Wolałem nawet nie wiedzieć, jaką właśnie robię minę.
– Podczas przemiany musiała mu się
trochę natura poprzestawiać – kontynuowała z chytrym uśmieszkiem. – Ale bez
nerwów, to mu tylko na dobre wyszło.
– Czyli? – wyrwało mi się z ust. Chyba
jestem zbyt zmęczony, bo nie wiem o czym ona gada.
– Prosto mówiąc, poród… raczej
wyciągnięcie dziecka, nie powinno zagrażać życiu Naruto – wyjaśniła, na co
zamrugałem zdezorientowany.
– Naprawdę? A co ze wcześniejszymi
wynikami? – dopytywałem.
– Ważniejsze są te z obecnym stanem
zdrowia. Oczywiście nadal może coś się pokomplikować, ale nie o tym chciałam z
tobą porozmawiać. Możesz zacząć wybierać imię, to chłopiec – dodała.
Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na nią niepewnym wzrokiem. Tylko na to było mnie
w tej chwili stać. Nie wiedziałem, jak zareagować.
Tsunade złapała za moją dłoń i ścisnęła ją pocieszająco, po czym wstała z
miejsca. Rzuciła ciche:” do zobaczenia później” i wyszła z mieszkania.
Nadal w lekkim szoku, podniosłem się z kanapy i podążyłem w stronę drzwi,
prowadzących do sypialni. Wszedłem do pokoju, wcale nie starając się o
jakąkolwiek ciszę, wręcz chciałem, by Naruto wiedział, że się tu znajduję.
– Powiedziała ci? – spytał lekko
zachrypniętym głosem.
– Tak.
Podszedłem do łóżka, na którym nadal leżał i ułożyłem się na materacu, po czym
wtuliłem się w jego plecy. Ku mojemu zdziwieniu, wcale mnie nie odtrącał.
– Jak go nazwiemy? – rozpocząłem temat,
którego wolałem uniknąć.
– Myślałem nad Ramen – powiedział z
dumą w głosie, a ja parsknąłem śmiechem. – Coś ci nie pasuje? – Przewrócił się
na plecy, a następnie podparł się na łokciach i na mnie spojrzał.
– Tak to możemy psa nazwać. A w ogóle
boję się, że go zjesz – zaśmiałem się.
– Nie przesadzaj – wymamrotał. Pchnął
swoimi stopami moje nogi, tak, że upadły na podłogę, a on sam wygramolił się z
materacu i pognał do salonu.
Nie wiele myśląc, udałem się za nim. Dorwałem go jeszcze, nim zdołał usiąść na
tapczanie. Dzielnie walczył z moim żelaznym uściskiem, jednak ostatecznie się
poddał, więc wypuściłem go z objęcia.
– Stój spokojnie na chwilę – warknąłem,
po czym przed nim uklęknąłem.
Nim złapałem za jego brzuch, rzucił zdenerwowany:
– Chyba nie chcesz mi się oświadczyć?!
– Jakbym chciał, to bym uklęknął na
jedno kolano, pacanie – perfidnie się uśmiechnąłem. – Swoją drogą, co jeśli
taki miałem zamiar?
– Nic, ale… nie spodziewałbym się
takich rzeczy po tobie – powiedział ściszonym głosem.
Fuknąłem cicho, a następnie uniosłem jego koszulkę do góry i złożyłem czuły
pocałunek na brzuchu. W swoim własnym poczułem, jak żołądek przewraca mi się do
góry nogami.
– Kocham cię – szepnąłem, kiedy
oderwałem wargi od napiętej skóry. Nagle zrobiło mi się gorąco, gdy tylko
zdałem sobie sprawę, co właśnie zrobiłem. – Nie pozwolę, żeby ktoś cię
skrzywdził…
– Wiesz, jak to dziwnie z góry wygląda?
Spojrzałem na twarz Naruto, która wyrażała w tej chwili… wzruszenie? Wstałem z
miejsca i złapawszy za jego policzki, pocałowałem go.
– Ciebie też kocham – powiedziałem,
trącając nosem jego własny. – Hej, Usuratonkachi, nie becz. – Zmarszczyłem
brwi, widząc jak z niebieskich oczu wypływają łzy, które szybko zostały wytarte
przez blondyna.
– To przez ciebie – odparł. – Twoja
romantyczna strona źle działa na moją psychikę – zaśmiał się cicho.
Przez chwilę obaj milczeliśmy, patrząc sobie w oczy. To znaczy ja obserwowałem,
jak niebieskie tęczówki uciekają co jakiś czas przed moimi, czarnymi.
– Jesteś szczęśliwy? – spytałem, po
czym z nerwów przeczesałem grzywkę palcami.
Zauważyłem, jak jego policzki delikatnie się rumienią.
– Na razie, to jestem głodny – zmienił
temat, jednak po chwili kontynuował poprzedni. – Oczywiście, że jestem
szczęśliwy, ale będę jeszcze bardziej, jeśli zjem ramen.
– Wiedziałem, że to powiesz.
Głęboko westchnąwszy, wziąłem mojego chłopaka na ręce i ruszyłem z nim w stronę
sypialni.
– Zastanawiam się ile ważysz –
sapnąłem, czując zbierający się na moim czole pot.
– Dużo. Hej, ale do kuchni idzie się w
inną stronę – rzucił, marszcząc czoło.
– A do łóżka idzie się w tą.
– Nie chcę do łóżka… – zajęczał. – Za
chwilę będę miał odleżyny.
Przystanąłem.
– Chcesz tu zostać? – spytałem, klnąc w
myślach, że nadaremno się nadwyrężam.
Mruknął coś potwierdzająco pod nosem, a ja postawiłem go na podłodze i ruszyłem
do kuchni.
Ziewnąłem szeroko, zmęczony oglądaniem jakiegoś filmu z Naruto. Powieki od
jakiegoś czasu same mi się przymykały, dlatego nie byłem pewny, co do tytułu, a
tym bardziej fabuły.
– Idź spać – usłyszałem głos blondyna
tuż przy moim uchu, które następnie polizał.
– A ty nie chcesz? – spytałem, zamykając
oczy.
– Nie jestem śpiący – sapnął. – Jest
wpół do trzeciej, więc dobranoc – pocałował moje wargi.
– Bez ciebie nigdzie nie idę.
– Raczej nie chce ci się tyłka ruszyć,
co Uchiha? – zaśmiał się diabelnie, a ja otworzyłem jedno oko, by na niego
spojrzeć. Jednak po chwili tego żałowałem, bo zaczęło mnie piec.
– Też.
Nim zdołałem zauważyć, nie czułem już ciężaru na swojej klatce piersiowej, za
to coś ciągnęło mnie za nogę.
– Złaź! – wrzasnął rozbawiony Naruto,
trzymając mnie za kostkę. – Do spania! Rano będziesz wyglądał jak duch.
– A ty nie? – Postanowiłem się z nim
droczyć.
– Ja mogę spać, kiedy ch…– urwał nagle
i przestał molestować moją nogę.
Spojrzałem na niego, zdziwiony, po czym wstałem z kanapy.
– Co się stało? – zapytałem, kiedy
zaczął dyszeć. – Naruto?
– Muszę iść do kibla…
Złapałem go pod ramię i zaprowadziłem do łazienki, gdzie zwymiotował do
toalety.
– Krew?! – wrzasnąłem, widząc czerwone
plamy na desce. – Od kiedy wymiotujesz krwią?
– Chyba widać, ze od teraz – warknął,
wycierając twarz w ręcznik.
Westchnąłem głęboko.
– Co się znowu dzieje? – Zmarszczyłem
brwi, kiedy Naruto złapał się za brzuch, a jego twarz wykrzywiła się w
grymasie.
– Skąd mam wiedzieć?! – krzyknął,
zdenerwowany.
– Hej, oddychaj.
– Łatwo ci mówić… Tobie nikt nie
kradnie… połowy tlenu – wysapał, zamykając oczy.
Zdrętwiałem. Co miałem w tej chwili zrobić? Jak powiadomię Tsunade, że coś jest
nie tak – w ten sposób na chwilę go opuszczając – to Naruto może się coś stać,
ale z drugiej strony, bez pomocy hokage on może nawet umrzeć.
– Zaraz wracam, wytrzymaj – rzuciłem i
szybko wybiegłem z łazienki.
Znalazłem się na dworze. Zagryzłem swojego kciuka do krwi, a następnie szybkim
ruchem złożyłem pieczęcie i dotykając ziemi dłonią, zawołałem: „ kuchiyose no jutsu”. Przede mną pojawił się ogromny jastrząb. Przywiązałem mu do
nogi zwój, który wcześniej porwałem ze stołu. Miał on trafić do Tsunade w
przypadku kryzysowym.
Kiedy przywołane zwierze zniknęło, wróciłem do łazienki, gdzie siedział
blondyn, który plecami opierał się o wannę.
Migiem się przy nim znalazłem, łapiąc za jego dłoń.
–
Żyjesz jeszcze?
–
Widzę światło, Sasuke. Mogę do niego iść? – zapytał, a ja palnąłem się ręką w
czoło.
– Otwórz oczy – warknąłem o dziwo
bardzo uprzejmie.
– Nabijam się tylko. – Westchnął. – Ile
my tu już gnijemy?
– Piętnaście minut? – zgadywałem.
– Nie chodzi mi o łazienkę, draniu. Mam
wrażenie, że czas się wlecze, a brzuch za to rośnie, jakby miał nie przestawiać.
Za niedługo nie będę potrafił chodzić, bo mnie będzie przeciążał.
– To jest kara za wymyślenie durnych
technik – fuknąłem na niego. – I korzystanie z nich w łóżku.
– Ha, przyznaj się, że ci stanął, jak się
zamieniłem – zaśmiał się.
– Chciałbyś.
– Wygląda na to, że wszystko w porządku
– mruknęła Tsunade i przestała jeździć dłońmi po brzuchu Naruto. – Boli cię?
– Tak, ale da się wytrzymać – odparł
blondyn.
Siedziałem na kanapie, mając stopy chłopaka na swoich udach.
– W którym miejscu? – zapytała,
marszcząc brwi.
– Wszystko mnie boli. Plecy, brzuch,
nawet nogi.
– Jeszcze dwa miesiące i będziesz miał
spokój – zaśmiała się kobieta, a ja zmarszczyłem brwi, słysząc te wiadomość.
Niemożliwe, że tyle czasu już minęło.
– Nie da się tego jakoś przyśpieszyć? –
jęknął, najwidoczniej przybity tym faktem.
– Nie marudź – przewróciłem oczami. –
Ciesz się, że nie ma żadnych komplikacji.
– Cieszę się, ale…
– Naruto! – ryknąłem, gdy boleśnie nacisnął
piętą na moje krocze.
– Wybacz, miałem skurcz – zaśmiał się,
po czym pokazał mi język.
Posłałem mu złowieszcze spojrzenie, na które Tsunade się uśmiechnęła.
– Będę się już zbierać – odezwała się.
– Jak coś się będzie działo, to daj mi znak – zwróciła się do mnie.
Kiwnąłem potwierdzająco głową, na co wstała z kanapy i ruszyła w stronę drzwi.
– Na razie – rzuciła przez ramię.
– Pa. – Blondyn uniósł się z tapczanu,
a następnie się do mnie przysunął. – Zrób mi coś do jedzenia.
Fuknąłem rozbawiony pod nosem. Naprawdę mnie bawiło, ile on potrafił wciągnąć w
siebie pokarmu w ciągu doby.
– Jeśli to dziecko będzie przez ciebie
grube, to cię zabiję – zażartowałem, po czym cmoknąłem go w usta.
Oooołłłłł... Są tacy słodcy *.* Żałuję, że Sasuke nie uciekł ale są słodcy *.*. Tsunade jest fajna a oni mimo całej tej sytuacji są... słodcy ale też.. tacy... Prawdziwi :D Mam nadzieję że czytasz już "Wyprawę" kobito >:D
OdpowiedzUsuńO! I jeszcze jedno! Gdzie ty siem podziewasz? o.O
UsuńCzarny ma szczęście, że nie zwiał! Super! To jest opowiadanie minimum na 30 części, Sasuke i Naruto jako rodzice i ich mały blond aniołek z sharinganem... Pzdr
OdpowiedzUsuńXD SasUke
OdpowiedzUsuńBoje się tego opowiadania...
No patrz, u mnie Tsunade to małpa, u cb jak w anime xD Ale kto powiedział, że ja trzymam się kanonów xP
OdpowiedzUsuńNaprawdę się wystraszyłam, kiedy Naru zwymiotował krwią ale troche to dziwne, że zaraz potem Tsu stwierdziła, że wszystko jest ok :P Ja byłam przekonana, że coś niedobrego dzieje się małemu ;] I miała być dziewczynka przeca nooo ;( Ale trudno :(
No i w końcu nie wiem, ile tych części będzie. Czuję się niedoinformowana! xD
:*
Jeeeju!! Super rozdział!
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się tego, że Sasek jednak zrezygnuje z opuszczenia Naruto. Dobry chłopiec xd
Teraz powinno być już dobrze między nimi...prawda?
No i czekam oczywiście na nexta.
Pozdrawiam i weny życzę:)