niedziela, 4 listopada 2012

Rozdział 5


 Uff... Nareszcie udało mi się to skończyć :d
Chciałabym pozdrowić wszystkich czytelników, a zwłaszcza komentujących :) i podziękować Natsu, mojej kochanej tachi, za poprawę błędów :* 


------------------------------------------------------------------------------------------------


Drgnąłem, słysząc jakiś podejrzany dźwięk, który wyrwał mnie ze snu. Powoli rozchyliłem powieki i zorientowałem się, że leżę w zupełnie innym miejscu niż wczoraj.
 Był to jakiś ciasny pokój, gdzie panował półmrok. Rozejrzałem się dookoła, aż w końcu doszedłem do wniosku, że nikogo oprócz mnie tu nie ma.
 Wygramoliłem się z łóżka i podszedłem do zasłoniętego okna, by wpuścić do pomieszczenia trochę światła. Nie żeby ciemność mi przeszkadzała, gdyż moje oczy już się do niej przyzwyczaiły, raczej obawiałem się, że coś może na mnie zaraz wyskoczyć.
 Przesuwając zasłonę w prawą stronę, poczułem palące promienie słońca na mojej twarzy. Z głośnym sykiem uciekłem w głąb pokoju, gdzie nie docierało światło. Dotknąłem swojego policzka, przez co z moich ust wydobył się jęk bólu. Nie rozumiałem, co się w ogóle stało... Zwilżyłem wargi i ponownie podszedłem do okna, ale tym razem z wyciągniętą przed siebie ręką. Gdy tylko moje palce musnęły złocistych promieni uniósł się nad nimi białawy dym, tak jakby się paliły. Drażniące uczucie było tak bardzo nieprzyjemne, że zostałem zmuszony do cofnięcia dłoni.
 - Lepiej dla ciebie, jak przestaniesz się w ten sposób zabawiać. – Gdy usłyszałem za sobą głos Obito, przestraszony odskoczyłem do tyłu i spojrzałem w stronę drzwi. – To tylko osłabi twój organizm – kontynuował. Dokładnie mi się przyjrzał i nim zdołałem coś powiedzieć, on zniknął i po sekundzie pojawił się przede mną. Przejechał palcami po moim piekącym mnie policzku i z głębokim westchnieniem pokręcił głową. – Wieczorem już nie powinno być po tym śladu – powiedział, wpatrując się w ranę. Podszedł do okna i pozwalając kąpać się w promieniach słońca, zasłonił je.
 - Dlaczego cię nie poparzyło? – spytałem zirytowany. To nie było fair.
 - Z przyzwyczajenia? – odpowiedział, a raczej zapytał sam siebie i się zamyślił. – Tak, to chyba dlatego. Bo, widzisz… – zaczął, widząc mój nic nie rozumiejący wyraz twarzy. – Twoja skóra jest zbyt delikatna. Potrzeba czasu, żebyś mógł żyć bez zasłaniania okien.
 - Czyli za niedługo mogę się stąd wynieść, tak?
Zdziwiłem się, gdy odpowiedział mi głośny śmiech.
 - Za niedługo, to ewentualnie będziesz mógł w dzień oglądać widoki zza okna – poinformował mnie, zanosząc się śmiechem.
 - Że co?
 - To, że jeszcze długo tu posiedzisz – rzekł i zaczął grzebać w kieszeni płaszcza. Wyciągnął z niej torebkę krwi i mi ją podarował. – Musisz to pić inaczej umrzesz… - powiedział, widząc moją wyrażającą obrzydzenie minę. – W najlepszym przypadku możesz po prostu wyschnąć, ale tego nie polecam – zaśmiał się. – Przerabiałem, więc lepiej bądź grzeczny.
 - Dzięki – bąknąłem.
 Naprawdę nie miałem ochoty już więcej czuć smaku krwi, ale tylko jedna osoba trzymała mnie przy tym bym zaczął to robić – Naruto. Dla niego mogę przejść przez najgorsze tortury, by tylko go zobaczyć.
 - W nocy idę na polowanie. – Głos Obito wtargnął do mojego umysłu. – Jak chcesz, to możesz iść ze mną – zaproponował.
 - Polowanie… - powtórzyłem, nie będąc pewnym o czym mówi.
 - Nie lubię krzywdzić ludzi, ale jestem teraz w tak krytycznej sytuacji, że nie mam innego wyboru – rzekł z grymasem. – A jak przejdziesz się ze mną, to spróbuję ci pomóc zapanować nad rządzą zabijania.
 Kiwnąłem głową na znak, że się zgadzam, chociaż ta cała chęć krwi i rzezi była dla mnie absurdem. No bo kto normalny lubi patrzeć, jak ktoś ginie? Ja na pewno nie, więc po co w ogóle ta cała rozmowa?
 - Gdzie jest Itachi? – spytałem, nagle przypominając sobie o bracie.
 - Chyba został w lochach – mruknął. – Orochimaru kazał mi tutaj przynieść tylko ciebie, a wątpię, żeby ktoś inny go… - Nie dokończył, bo migiem wybiegłem z pokoju. Nie wiedząc w ogóle dokąd zmierzam, chciałem zejść ze schodów, ale szatyn zablokował mi drogę. – Co ty robisz? – warknął.
 - Nie widać?! – Zmrużyłem gniewnie oczy gotowy do jakiegokolwiek posunięcia z jego strony. Jednak on nie miał zamiaru mnie zaatakować, więc odetchnąłem z ulgą.  – Muszę zobaczyć co z Itachim – dodałem już spokojniej.
 - No fajnie, tylko, że tędy tam nie dojdziesz – zaśmiał się. – Za mną. – Złapał mnie za rękę i wciągając w głąb korytarza, ruszyliśmy w przeciwnym kierunku. Nawet nie wiedziałem, że jest tu inne zejście…
 Gdy w końcu dostaliśmy się w miejsce, gdzie wczoraj cały dzień przebywałem, Obito zaprowadził mnie do celi, w której leżał mój brat.
 - Itachi! – krzyknąłem, widząc go w tak krytycznym stanie i podbiegłem do metalowych drzwi. – Słyszysz mnie?! Kurwa! – zakląłem. Nie mogłem go przecież stracić! Tylko on mi został…
 - Odsuń się – rozkazał brązowowłosy, widząc moją żałosną próbę dostania się do środka. Przywarł do krat i z głośnym jękiem udało mu się zrobić przejście.
 Wpatrywałem się w niego z podziwem. Ja też tak potrafię? Szybko potrząsnąłem głową, wyrzucając z niej zbędne myśli i migiem znalazłem się obok brata. Spojrzałem na jego ciało. Było wychudzone, a z natury blada karnacja nabrała szarego kolorytu. Kucnąłem i położyłem dłonie na jego zapadniętych policzkach.
 - Sasuke… - wyszeptał, uchylając powieki. Łzy napłynęły mi do oczu, myśląc o tym, jak musi się męczyć.
 - Dlaczego… dlaczego się nie pożywiłeś, idioto?! – wrzasnąłem na niego. Czułem, jak z jego ciała uchodzi życie. Nie, on nie może mi tego zrobić!

***

 Jak w każdy poniedziałek o tej porze, wracałem do domu. Miałem tylko nadzieję, że gdy przekroczę próg mieszkania nie zastanę rodziców na kłótni. Chciałem mieć tylko odrobinę spokoju po okropnym dniu w szkole.
 Gdy zamknąłem za sobą wejściowe drzwi, od razu przywitał mnie uśmiech matki. Stała razem z ojcem i widocznie na kogoś czekała – w tym przypadku, to chyba chodzi o mnie. Trochę się zdziwiłem, ale chyba nie musiałem mieć powodów do niepokoju, bo wokół niej rozpraszała się nawet przyjemna aura.
 - Coś się stało? – spytałem zaciekawiony ich postawy.
 - Mamy ci coś do powiedzenia – zaczął ojciec. Mocniej ścisnął kobiecą dłoń i spojrzał w moją stronę. – Twoja mama jest w ciąży!
 Ta wiadomość wywołała na mojej twarzy szok, przez co nie mogłem wydusić z siebie żadnego słowa.
 - Naruto, jestem taka szczęśliwa. – Podeszła do mnie i się przytuliła.
 - Mamo… - szepnąłem, gdy w końcu odzyskałem głos. Uśmiechnąłem się i objąłem ją rękoma, które wcześniej swobodnie wisiały wzdłuż mojego ciała. – Nie wiem, co powiedzieć… To świetnie, naprawdę – dodałem ucieszony. Była szansa, że moja matka w końcu przestanie pić. Przecież, to przez dziecko tak skończyła, a teraz ma szansę w końcu stanąć na równe nogi. – A wiesz już, czy będzie chłopiec czy dziewczynka? – spytałem, gdy mnie puściła.
 - No coś ty, to za wcześnie. – Zamiast Kushiny odezwał się mój tata.
 - A myśleliście już nad imieniem?
 - Chciałabym, żebyś to ty je nazwał – mruknęła.
 - Ja? Przecież to wasze dziecko. – Zmarszczyłem brwi. Przecież to oni są od nadawania imion. Ja co najwyżej mogę coś zasugerować.
 - No tak, ale przydałaby się nam pomoc – zaśmiała się. – Mamy teraz z Minato tyle spraw na głowie, że mógłbyś pomyśleć nad taką błahostką.
 - Dobrze – zgodziłem się. – Jak będę coś miał, to wam powiem. – Pokazałem im białe ząbki i zabierając po drodze plecak, udałem się do swojego pokoju.
 Podszedłem do biurka i opierając się łokciami o jego blat, pochyliłem się nad akwarium. Pływała w nim złota, tak naprawdę to pomarańczowa, rybka z dziewięcioma ogonami, a historia ich powstania jest dość ciekawa. Otóż mój świętej pamięci kot – Yuuki, jakimś cudem dostał się do mojego pokoju i nabrał ochotę na sushi. Wszedłem akurat do pokoju, gdy miał wbite pazury obu łap w jej ogon. Trochę się przestraszył, kiedy znalazłem się obok niego i jakoś wyszło, że rybka skończyła w akwarium z dziewięcioma strzępkami.
 - Kyuu – zwróciłem się do niej. – Nie zgadniesz, co się stało! – Nasypałem jej trochę pokarmu. – Mama jest w ciąży!
Ona tylko wesoło zatrzepotała ogonami i wzięła się za pałaszowanie rybich kuleczek.
 - W końcu wszystko się ułoży – mówiłem dalej, ale już bardziej do siebie. – Naprawdę w to wierzę...

***

Dobry humor zachował mi się także następnego dnia. Mimo źle przespanej nocy – z powodu pełni – jakoś nie byłem śpiący ani rozdrażniony.
 W szkole czekało mnie kilka nowych wieści. Z nieznanych powodów zmieniono nam kilku nauczycieli, a Kibę przeniesiono do mojej klasy, ponieważ w poprzedniej strasznie rozrabiał. Miałem nadzieję, że jakoś uda mi się nad nim zapanować.  Próżne me nadzieje.
 Już na pierwszej lekcji rozmawiał jak najęty i rzucał papierkami w innych uczniów, przez co powoli przestawałem wierzyć, że potrafię go chociaż trochę uspokoić.
 - Wieeesz… - zaczął na przerwie. – Fajne dziewczyny są w tej klasie. – Wskazał na Ino, rozmawiającą z przyjaciółkami.
 - Yamanakę sobie odpuść już na wstępie. Nie jesteś w jej typie – zaśmiałem się. Kiba w porównaniu z Sasuke, na którego blondynka leciała, był tylko drobnym robaczkiem. – A w ogóle po… - zawahałem się. – Po pewnym wypadku, ona nie ogląda się już za chłopakami…  - dodałem z posępną miną.
 Ino chyba jeszcze bardziej niż ja przeżyła śmierć Sasuke. Płakała na każdej przerwie i lekcji, zmieniła wygląd i charakter – teraz nie miała dla kogo istnieć.
 - Jakim wypadku? – zapytał, zagryzając kanapkę.
 - Osoba, w której była zakochana, zginęła w pożarze – powiedziałem prawie szeptem, modląc się, żeby nie zauważył mojego dziwnego zachowania.  Ciągle nie mogłem pozbierać się po tamtym wydarzeniu. Kiedy tylko moje myśli schodziły na ten tor, od razu traciłem dobry humor.
 - Łooo… Ale musiało być widowisko! – Wybuchnął śmiechem, przy okazji mnie opluwając.
 Zacisnąłem dłonie w pięści i zmrużyłem złowrogo oczy. Mimo usilnych starań, nie wytrzymałem i z całej siły przywaliłem mu w japę. Upadł na podłogę i spojrzał na mnie zaskoczony, trzymając się za miejsce, gdzie przed chwilą oberwał.
 Chciałem wpierdolić mu jeszcze raz, ale w ostatniej chwili ktoś zatrzymał moją rękę. Odwróciłem się, jeszcze bardziej zły i zobaczyłem Kakashiego.
 - Do dyrektora, już – powiedział grobowym tonem.
 
                                           

5 komentarzy:

  1. Kurka, znowu notka. Mi się już normalnie nie chce tych komentarzy pisać, bo nawet nie wiem, o czym mają być xD Ale może zacznę do tego; Może by tak pisać dłuższe rozdziały? ^^ Przydałoby się, bo akcja się rozkręca. Tylko czytać i czekać na najlepsze ;]
    A z tej akcji na końcu to cieszę się chyba najbardziej ;D Nie wiem czemu, ale jak Kibuś w jakimkolwiek ff dostaje w pysk to mam banana na twarzy xD Pewnie jakieś zboczenie zawodowe, jak określiła to moja nauczycielka muzyki xD
    Buziaki, mój Neko :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział, widzę, że rozwijasz się dobrym tego znaczeniu. Coraz więcej niewiadomych zostaje odkrytych co jest dobre, bo można skupić się na tym, że oni za sobą tęsknią. Ciekawy motywy, które miło się czytało. Głównie spodobał mi się motyw z słońcem, ładnie to opisałaś, ale przez oglądanie "Pamiętnika Wampirów" myślałam, że dasz pierścien. W twoim świecie ciekawa jestem ile trwa to przyzwyczajanie się do słońca? Czy to rzeczywiście jest możliwe? Jeśli tylko nocą może wychodzić, czy skusi się by iść do Naruto? Jak on zareaguje? Tak, tak ... wiem wiele retorycznych pytań, które mam nadzieję, że odkryję z każdym następnym rozdziałem. I dobrze, że Naruto uderzył Kibę - nawet jakby nic nie miał do Uchihy to nie ładnie się śmiać z takiej tragedii. Dziękuję, że dodałaś u mnie komentarz. Życzę ci weny, wytrwałości oraz pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku myślałam nad pierścienie lub nad jakimś łańcuszkiem czy inną biżuterią, ale obawiałam się, że czytelnicy napiszą, że wszystko zgapione z Pamiętników Wampirów. W końcu wymyśliłam coś czego w żadnym ff jeszcze nie przeczytałam - przyzwyczajenie do słońca :D Sasuke jako młodzik (że tak go nazwę) ma bardzo delikatną i cienką skórę, a z czasem stanie się ona twardsza i w miarę odporna na bodźce fizyczne, w tym słońce. Co do reszty pytań musisz poczekać na kolejne części tego opowiadania.
      Bardzo się cieszę, że ten rozdział przypadł ci do gustu i mam nadzieję, że przetrwasz tego bloga do ostatniej notki :)

      Usuń
  3. Łał!Ładnie poszło:> Bez słów "Gwałtu, rety!" Można uczciwie przyznać że jestem wniebowstąpiona. Ciesze się że był Naru bo cierpienia Sasuke leżą mi na wątrobie :< W ogóle nie lubię za bardzo jak ktoś cierpi (wcale a wcale >:>) Kiba... Kiba zachowuje się jak chłopcy z mojej klasy z tym że oni są jeszcze gorsi... Diabelni... Diabelnie wampiryczni, nie żebym miała coś do wampajerów (przynajmniej niektórych) Ładnie napisane, tak patrząc na twoje noty (te jeszcze z czasów Horo x Ren) to przyznam (być może z nutką zazdrości) że jesteś genialna.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyznam, że zakochałam się w tym rozdziale:) Od początku istnienia tego bloga, ten wpis spodobał mi się najbardziej. Bardzo fajnie opisany. Wszystko było dla mnie widoczne, zrozumiałe. Łatwo było mi wyobrazić sobie wydarzenia. Spodobał mi się pomysł z przyzwyczajeniem do słońca-fajne, oryginalne. Szczerze obawiałam się właśnie użycia jakiejś biżuterii, bo jest to w większości blogów i z czasem staje się już monotonne. Cieszę się, że odeszłaś od tego typu wyjaśnień:) Ciekawi mnie, co wydarzy się dalej. Widać, że zarówno Naruto, jak i Sasuke bardzo za sobą tęsknią. Dobrze, że Kiba oberwał-naśmiewanie się z czyjejś krzywdy jest dla mnie nie do przyjęcia, więc jestem zadowolona, że oberwał od blondyna. Sporo pytań mnie nurtuje, tak więc z niecierpliwością będę czekać na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny:)

    OdpowiedzUsuń